we are standing on the edge.
Komentarze: 2
wznoszę apel o przeniesienie mnie do innego wymiaru. bez alarmów, łez i wiecznego niepokoju. w chwili, gdy zaczęłam oswajać się ze spokojem, jaki niesie codzienność, wszystko powraca do starych dobrych czasów, kiedy spokój to pojęcie czysto abstrakcyjne, najwidoczniej nieprzeznaczone dla kogoś takiego, jak ja. może to jakaś ironiczna karma, a moze moja dusza, jak i wszystko co ją spotyka, jest głęboko chora. okazuje się, ze nie jestem tylko niewolnikiem samej siebie, jestem także niewolnikiem wiecznie powtarzających się schematów, na które nie mam żadnego wpływu. gdy patrzę wgłąb siebie, jedyne co widzę to mała, zagubiona dziewczynka, rozpaczliwie pragnąca bezpieczeństwa i uwagi o natężeniu takim,którego nikt nie jest w stanie zaspokoić. moze i pragne niemożliwego, ale nie mam zamiaru zaspokajac się tym co przeciętne; nie mam zamiaru dać się uwięzić codzienności, bo nie tam jest moje miejsce. pragnę więcej kazdego dnia, ale proporcje tego co mam do moich pragnień sa jak na razie odwrotnie proporcjonalne. w chwili gdy już udaje mi się, upajać tym, co mam, wszystko zaczyna się rozpadać, niczym na zawołanie złosliwego bożka,który robi wszystko,by oddalić mnie od spokoju i tego, co wydaje się być szczęściem. w związku z tym błagam wszystkie przeciwne mu siły wyższe o zdjęcie ze mnie tego brzemienia, w innym przypadku stoczę się równią pochyłą w kierunku obezwładniajacego szaleństwa.
dzisiaj rano chcialam zakomunikowac mojemu A ,ze pora wrocic do starego schematu,mieszkania 1300 km od siebie,bo nie chce byc jego codziennoscia,zeby mnie traktowal jak cos co przeciez ma,ze nie naleze do codziennosci,bo pomagam oderwac sie,zapomniec o niej.
ostatnio czuję,wrecz wiem,ze mam jakis nowotwor,powiedzialam o tym znajomej lekarce,ktora mnie wysmiala doradzajac odstawienie pewnych srodkow,a mojego raka ochrzcila mianem psychozy.
pojebalo mnie.
amen.
Dodaj komentarz